wtorek, 17 września 2013

Za co uwielbiam lakiery z Inglota..?

Sam tytuł wskazuje, że należę do tych osób, które lakiery z Inglota uwielbiają. I nie chodzi tu tylko o szeroką gamę kolorystyczną (każdy znajdzie coś dla siebie!), o ich trwałość, długą datę przydatności, ani nawet o to, że są znane na całym świecie i porównywane do marek z wyższych półek. O tym, za co tak naprawdę Inglota uwielbiam po raz kolejny przekonałam się w niedzielny poranek, przygotowując się na chrzciny. 

Do wyjścia zostało 20 minut. Byłam już ubrana, miałam zrobiony pełny makijaż oraz pokręcone i ułożone włosy. Dobrałam nawet biżuterię. I wtedy, kończąc swoje przygotowania przed lustrem, ze zgrozą zauważyłam, że moje paznokcie są nagie... Według mnie nie ma nic gorszego niż staranny, elegancki wygląd bez paznokci pomalowanych na chociażby bezbarwny kolor! A że czasu było bardzo niewiele, właśnie to było moją pierwszą myślą: pomaluję bardzo szybko paznokcie odżywką Eveline z diamentami. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. 
Czynność ta nie trwała długo, więc postanowiłam pokryć paznokcie czymś jeszcze... Wybór padł na niezastąpiony, pasujący do wszystkiego lakier matowy nude o numerze 715 z Inglota.
Jedna warstwa wystarczyła by paznokcie szybciutko stały się piękne i eleganckie. Nie sposób tu nie wspomnieć o pędzelku, który znacząco przyśpieszył nałożenie lakieru: pozwala on precyzyjną aplikację, nie tworzy smug, łatwo rozprowadza się nim lakier. Pomalowałam i aż uśmiechnęłam się do siebie- naprawdę uwielbiam ten kolor! 
Chwilę później zrozumiałam jednak, że przed pomalowaniem nie nałożyłam na siebie kurtki jeansowej i teraz mogę mieć z tym problem... Idea bowiem miała być taka, że paznokcie wyschną mi w drodze na chrzciny :D
Jestem pewna, że z każdym innym moim lakierem miałabym problem. Czy byłaby to emalia z Catrice, Wibo czy nawet lakier Astor- jedne nie wyschły by tak szybko, inne najzwyczajniej w świecie wymagałyby namalowania drugiej warstwy. Aplikacja lakieru Inglot jest jednak bardzo prosta, a sam lakier wysycha w tempie ekspresowym! Już po kilku minutach mogłam założyć kurtkę i pojechać do pobliskiego kościoła, gdzie miały miejsce chrzciny. Co najważniejsze, mogłam na boku zostawić myśl o swoim wyglądzie i cieszyć się z tego wspaniałego wydarzenia.

Poniżej możecie zobaczyć mojego bohatera na tle sukienki, którą miałam na sobie:

Matowy lakier Inglot nr 715

Jakie jest Wasze wrażenie na temat lakierów Inglot? Macie swój ulubiony kolor?


Pozdrawiam Was cieplutko w ten deszczowy dzień,
lekko schorowana Milu.

środa, 4 września 2013

Mój zamiennik dla: Cetaphil EM Do mycia Emulsja micelarna

Czy to w ogóle możliwe, by Cetaphil EM Do mycia miał swojego zamiennika? 
Według mnie tak. :) Potwierdziła to również moja dermatolog kończąc kurację przeciwtrądzikową mojej twarzy.

Poznajcie zatem produkty, które będę dzisiaj chciała porównać: 
Cetaphil EM Do mycia Emulsja micelarna oraz Ziaja Ulga dla skóry wrażliwej Kremowy żel myjący do twarzy i ciała.

Na wstępie chcę króciutko zaznaczyć, jak wielkie znaczenie w pielęgnacji skóry ma delikatne oczyszczanie. A już na pewno jest to krok niezbędny, gdy chodzi o pielęgnację cery trądzikowej. Wiem, co mówię- przekonałam się o tym na własnej skórze!


Porównanie produktów zacznę od ceny. Cetaphil Emulsja micelarna kosztuje ok. 40 zł za pojemność 250 ml, natomiast cena Ziaji Ulga to ok. 7,99 zł za... 400 ml! Jest różnica, prawda? Dla mnie też była. To właśnie horrendalna cena Cetaphil'u sprawiła, że postanowiłam poszukać zamiennika.

Teraz słowo na temat używania produktu. Cetaphil EM możemy stosować dwojako: z użyciem wody lub bez. Osobiście nie czułam się dobrze stosując ten produkt bez wody: zawsze miałam wrażenie niedomytej skóry, czego nie znoszę.
Emulsja Cetaphil ma zwyczajne zatrzaskowe zamknięcie. Bardzo ładnie pachnie, specyficznie, aczkolwiek delikatnie. Jest wydajna, wystarcza na kilka miesięcy.
Konsystencja Emulsji Cetaphil jest płynna, lejąca:

Jeśli chodzi o Ziaję, stosujemy ją jak typowy żel do mycia. Wielki plus za pompkę, która sprawia, że używanie żelu jest bardzo proste, szybkie i przyjemne! Zapach jest ładny, delikatny. Wydajność również na plus: pomimo, że żelu używam nie tylko do mycia twarzy, ale i delikatnych partii ciała, starcza mi na ok. 2-3 miesiące!
Konsystencja jest tutaj typowa dla żelu, lekko ciągnąca, co widać na zdjęciu:


Teraz przejdźmy do części najważniejszej, czyli działania... Tutaj możecie przeczytać co producenci mają do powiedzenia o poszczególnych produktach:


Według mnie produkty są podobne. Obydwa dobrze oczyszczają skórę. Aczkolwiek wydaje mi się, że emulsji Cetaphil musimy użyć nieco więcej, by porządnie umyć twarz. Z żelem Ziaja oczyszczanie jest dużo szybsze i tym samym prostsze.
Kolejna sprawa to fakt, że Cetaphil za bardzo "pozostaje" na twarzy. Zdaję sobie sprawę, że jego zadaniem jest odbudowa naskórka i nawilżenie, jednak ja nie oczekuję tego od żelu: wręcz mi to przeszkadza! Lubię, gdy żel dobrze oczyszcza, gdy wiem, że dzięki niemu nic nie mam na twarzy i mogę spokojnie nałożyć serum, krem, czy antybiotyk. Przy emulsji Cetaphil nie było to takie oczywiste. Ziaja tutaj absolutnie zdeklasowała przeciwnika, gdyż po jej użyciu dało się czuć, że skóra jest odświeżona i oczyszczona. Uważam również, że lepiej i skuteczniej przyjmowała antybiotyk.

Kolejna sprawa to demakijaż. Na obwolucie Emulsji micelarnej możemy przeczytać, że nadaje się ona do zmywania makijażu. Przyznam Wam szczerze, że nie potrafiłabym zakończyć demakijażu na tej emulsji, czy też jakimkolwiek innym żelu. Jeśli jednak miałabym już ocenić demakijaż przy pomocy Emulsji, to twarz ocenię na 2 (2/5 :P), a oczach mówić nie będę. Produkt do tego się nie nadaje! Żel Ziaji wypada znacznie lepiej, aczkolwiek i w tym wypadku nie wyobrażam sobie nie użyć płynu micelarnego po jej użyciu (gdy np. przed demakijażem biorę prysznic, zwykle jest na odwrót).


Podsumowując, na Cetaphil EM Do mycia już się nie skuszę. Decyduje o tym nie tylko cena, ale przede wszystkim działanie, czyli "prawdziwe" oczyszczanie skóry przez jego konkurenta.
Dowodem jest tutaj fakt, o którym wspomniałam na początku: moja dermatolog była zachwycona moją twarzą przy ostatniej wizycie :)

A na koniec...
Z czystym sercem mogę Ziaję Ulga nazwać LEPSZYM zamiennikiem dla Cetaphila EM Do mycia!

Bardzo jestem ciekawa, czy używacie/używałyście recenzowane przeze mnie produkty. Jeśli tak, dajcie znać co o nich myślicie!

Pozdrawiam Wam cieplutko,
Milu

piątek, 30 sierpnia 2013

Nowości w mojej kosmetyczce

Ach, jak ja uwielbiam wizyty kuriera! :) Nareszcie zawitała do mnie paka dermokosmetyków.


A w niej nowości...
1. Krople do oczu Bepanthen- jako osoba nosząca szkła bez kropel nie potrafię się obejść.
2. Avene Antirogeurs koncentrat na utrwalone zaczerwienienia (nie to, żebym jakieś miała. Bardziej chodzi mi o zredukowanie moich wiecznie rumieniących się polików)
3. Avene Antirogeurs krem na naczynka na dzień SPF 20 (wiem, mały filtr. Innego kremu o takich właściwościach niestety nie znalazłam).
4. Woda termalna Avene
5. Suchy szampon Batiste o zapachu tropikalnym

Oraz staruszkowie :)
6. Cetaphil MD Dermoprotektor- nie zliczę, które to już opakowanie. Absolutnie uwielbiam ten produkt.
7. Auriga Flavo C serum 8%- gości u mnie po raz trzeci. Póki co nie zanosi się, bym wymieniła je na coś innego :)


Tak sobie myślę, że większość tych kosmetyków jest do pielęgnacji twarzy. Po dłuższej chwili dorzucę jeszcze, że muszę to wszystko jakoś fajnie poukładać, by zgrało się z moją pielęgnacją przeciwko przebarwieniom oraz doraźną kuracją przeciwtrądzikową, która już została zakończona (sukcesem z resztą) przez dermatologa.

Pozdrawiam Was ciepło!
Zniecierpliwiona pierwszych testów,
Milu.

Jak przedłużyć trwałość lakieru do paznokci?

Lakier na moich paznokciach trzyma się od 2 do 7 dni. Wszystko zależy od tego, z jakim lakierem mam do czynienia, czy pod lakier nałożę bazę, oraz czy manicure uwieńczę warstwą top coatu.

Tak napisałabym jeszcze jakiś czas temu. Wszystko zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy do rytuału włączymy jedną czynność, czyli odtłuszczenie płytki. Posłuchajcie...

Do przedstawienia efektu posłużyłam się lakierem Wibo Gel like w kolorze Peaches and Cream. Wybrałam go ze względu na to, że jest to mój najtańszy i jednocześnie najgorszy jakościowo lakier. Kolor jest cudowny, konsystencja fajna. W dodatku jest niezmiernie tani: cena bez promocji to 6 zł! Jedynym mankamentem jest jego trwałość. Lakier ten nałożony nawet na bazę potrafił trzymać się na moich paznokciach tylko 1 dzień. Nie żartuję! Często już dzień po pomalowaniu płytka miewała pierwsze odpryski! Do czasu :)

W sobotę pomalowałam paznokcie, nakładając dwie warstwy lakieru. Żadnej bazy, żadnego top coatu. Z jedną małą różnicą... Zanim zdradzę sekret, chcecie zobaczyć moje paznokcie 6 dni po pomalowaniu?


Lakier nadal prezentuje się bardzo ładnie, prawda? Tak samo jest na żywo. Trzeba się wpatrzyć, by dostrzec mankamenty :) 

Teraz najważniejsze: jak to się stało?
Tym małym cudotwórcą jest tutaj spirytus salicylowy, którego użyłam do odtłuszczenia płytki po zmyciu poprzedniego lakieru. Nic więcej! 


Czyż nie wydaje się to paradoksalne, że produkt kosztujący ok. 2 zł jest w stanie wydłużyć trwałość lakieru sześciokrotnie? :)


Patent z spirytusem u mnie sprawdza się rewelacyjnie. A Wy Dziewczyny co robicie, by lakier na Waszych paznokciach trzymał się dłużej?

Pozdrawiam Was serdecznie!

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Zdenkowani i ich następcy

Mistrzynią w zużywaniu nie jestem. Uzbierało mi się jednak kilka produktów i już kupiłam zamienniki, dlatego muszę się wygadać. Zaczynajmy!


1. Lakiery
Wella Shochwaves Mocne utrwalenie została wymieniona na Schwarzkopf Taft Volumen. Porównując (miałam już okazję ten drugi wypróbować), Taft jest o niebo lepszy. Chodzi mi o utrwalenie, bo zapachy obydwa mają duszące. Zobaczymy co będzie na dłuższą metę :)

2. Peelingi
 Zdenkowałam peeling cukrowy Tutti Frutti z Farmony o zapachu 'melon i arbuz', który dostałam od mojego TŻ. Zapach niestety był czysto teoretyczny. Nie wyczuwałam tu żadnego z wyżej wymienionych owoców. No, może na początku... Później było bardzo chemicznie. Raczej nieprzyjemnie... Ale! proszę Państwa, jest jedno ale! A raczej dwa :) Tutti frutti nie zachwyca zapachem, ale działaniem jak najbardziej! Bardzo fajnie peelinguje, nie za mocno, nie za lekko- w sam raz. Konsystencja również bardzo przyjemna w użyciu, peeling nie przelewał się między palcami. Produkt pozostawiał po sobie lekki film na na skórze, co mnie osobiście nie przeszkadza. Przynajmniej nie czułam efektu suchości :) Pudełko po produkcje mnie oczarowało i na pewno go nie wyrzucę. Muszę tylko wymyślić do czego go wykorzystać. :)
Produkt zastąpiłam peelingiem solnym z Rossmanna Wellness & Beauty Algi i minerały morskie. Co mogę powiedzieć po pierwszych testach? To dopiero zdzierak! Pierwsze użycie nie było najprzyjemniejsze- na nogach odczuwałam szczypanie. Skóra jednak się przyzwyczaiła i teraz nie mogę się bez niego obejść. Oby tak dalej!

3. Tusze do rzęs
Maskara Rocket Volume z Maybelline wymieniona na słynną Pump up Lovely. Nie ma porównania, Moje Drogie. Rocket Volume naprawdę świetnie pogrubiało rzęsy i dodawało objętości. To był mój absolutny ulubieniec. Ta druga póki co wydaje mi się tylko rozdzielać (co robi lepiej) i wydłużać. Zobaczymy!

4. Płyny do płukania jamy ustnej
Listerine Zero zastąpiłam Colgate Plax. Płyny do płukania jamy ustnej absolutnie uwielbiam. Zawsze wybieram te bez alkoholu, najdelikatniejsze. Listerine był bardzo fajny. Dawał świetne uczucie świeżości. Colgate Plax póki co też mi się podoba.

5. Pasty do zębów
Pasta Elmex Sensitive wymieniona na Sensodyne Obudowa i Ochrona oraz Duraphat 5000 z firmy Colgate. Elmex stosuję już lata. Jest świetna dla wrażliwych zębów i dziąseł.
Ta sensodyne to dla mnie nowość- wydaje mi się jednak fajniejsza, gdyż wspaniale odświeża i orzeźwia. I o ile jest tak samo delikatna, nazwę ją pastą idealną. Zobaczymy! :)
Duraphat 5000 polecił mi dentysta na moje lekko odsłonięte szyjki zębowe (uroki noszonego kiedyś aparatu ortodontycznego). Jestem ciekawa jej działania.

6. Płyn micelarny do demakijażu
Bioderma wymieniona na Biodermę :D Sensibio, jak zwykle. Uwielbiam ten płyn micelarny. Świetnie zmywa makijaż. Moja wrażliwa skóra bardzo go lubi, nigdy źle nie reagowała. Z oczami trzeba się troszkę namęczyć, ale do demakijażu twarzy jest idealna. Na pewno kupię ją ponownie :)

7. Toniki
Łagodny tonik bezalkoholowy Oeparol wymieniony na to samo. To również moje kolejne butelki. Absolutny hit roku 2013. Dzięki zawartości wiesiołka tonik świetnie łagodzi podrażnioną skórę, przynosi ukojenie. Jest delikatny i bezalkoholowy, co dla mnie jest bezwzględnym wymogiem w pielęgnacji cery. Delikatny, o cudnym zapachu. Nie zapycha. Być może poświęcę mu kiedyś cały post, jest naprawdę wart uwagi.

8. Hydrolat
Na koniec Hydrolat oczarowy z Biochemii urody. Bardzo fajny produkt. Delikatny, wspaniale łagodził. Posiada właściwościach antybakteryjne. Właściwie podobny jest do Oeparolu przedstawionego powyżej. No właśnie, jest na tyle podobny, że nieprędko kupię go ponownie. Oeparol znajdę w każdej aptece, a produkty z BU zamawiam co jakiś czas.


To by  było na tyle. Zdaję sobie sprawę, że post jest bardzo długi... Ja jednak cieszę się, że opróżniłam szafkę z pustych opakowań :D

Jak Wam idzie denkowanie? Ja staram się z całych sił zużywać produkty przed kupnem nowych. Z różnym skutkiem... :D

Trzymajcie się ciepło!

Pozdrawiam cieplutko,
Milu

piątek, 23 sierpnia 2013

Ulubione zapachy lata

Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam lato! I choć mój urlop dopiero przede mną, nie oznacza to, że nie zasmakowałam letniej wolności :) W każdy możliwy weekend, w każde popołudnie czy też wieczór starałam się chłonąć ten upalny, jakże ulotny czas.
Dziś będzie właśnie o zapachach lata... tych kosmetycznych oczywiście :)


1. Balsam do ciała Dove z mleczkiem migdałowym i hibiskusem
Mieszankę migdała i hibiskusa pokochałam od pierwszego powąchania. :) Zapach jest niesamowity! Słodki, niezwykle przyjemny- kojarzy mi się z kremem do opalania. Używałam go szczególnie chętnie wtedy, gdy odsłaniałam trochę ciałka w te gorące dni. Nie dość, że  cudownie pachniał, to jeszcze pięknie wygładzał i zmiękczał moją skórę.

2. Perfumy Halle by Halle Berry
Ze zużycia widać, że to nie pierwsze ich lato :) Niesamowicie słodki, zmysłowy, seksowny zapach. Osobiście wyczuwam w nim wanilię lub karmel. Jednakże w nutach zapachowych określonych przez producenta nie ma o nich mowy:
nuta głowy: liście figowe, gruszka i sycylijska bergamota.
nuta serca: hibiskus, mimoza i frezja,
nuta bazy: sandałowiec, piżmo, kadzidło, bursztyn.

3. Miętowy balsam do ust Bentley Organic
Mięta... na upały i nie tylko! Niesamowicie odświeża i orzeźwia. Uwielbiam jego oleistą konsystencję! Usta są po nim mięciutkie i odżywione. Pięknie błyszczą. Po pierwszym użyciu czułam lekkie szczypanie... Teraz nie mogę się bez tego balsamu obejść. :)


To by było na tyle. Czy po lecie te trzy produkty pójdą w odstawkę? Oczywiście, że nie! Wręcz przeciwnie- w te coraz chłodniejsze dni będą moją namiastką słońca... namiastką wolności :)


Jakie są Wasze ulubione zapachy lata?

Ściskam cieplutko,
Milu.